Świadectwo Ks. Ireneusza

   ?Jezu, ufam Tobie?

?Chcę Cię wysławiać na wieki, za to coś uczynił? (Ps. 52, 11a)

(słowa napisane na moim obrazku prymicyjnym)

Urodziłem się w Białej Podlaskiej jako dziewiąte dziecko Krystyny i Adama. Od urodzenia bardzo dużo chorowałem i załamani rodzice wozili mnie po szpitalach, a lekarze nie dawali mi wielu szans na życie. Pewnego dnia poczułem się gorzej. Rodzice, który jedyną szansę na moje ocalenie widzieli w Bogu, przed powtórnym odwiezieniem mnie do szpitala, postanowili mnie ochrzcić. Poszli do najbliższego kościoła w Białej Podlaskiej, który mieścił się przy stacji PKS, bo byłem już prawie umierający. Ksiądz, widząc mnie, przestraszył się i powiedział: ? ?on potrzebuje natychmiast lekarza?. Nie było jednak rodziców chrzestnych. Mama wyszła przed kościół, aby kogoś o to poprosić. Przechodziła akurat moja ciocia, która chętnie zgodziła się, więc matka chrzestna już była. Za chwilę przechodzili dwaj mężczyźni, byli to studenci, którzy przyjechali do domu na święta Bożego Narodzenia. Mama spytała jednego z nich, czy nie zechciałby zostać ojcem chrzestnym – zgodził się, więc chrzest mógł się odbyć. Właśnie wtedy  –  przed chrztem świętym – rodzice ofiarowali mnie Panu Bogu mówiąc: ?Panie Boże, jeżeli chcesz go zabrać do siebie, niech się stanie Twoja wola, a jeżeli chcesz, aby żył, niech pójdzie na Twoją służbę?. Po ochrzczeniu rodzice zawieźli mnie znowu do szpitala. Lekarze byli bezradni – rodzice znów usłyszeli słowa: ?jeżeli do jutra przeżyje, to będzie dobrze?. Ku zdziwieniu lekarzy mój stan zdrowia poprawiał się z dnia na dzień, wszystkie dolegliwości, które miałem, zniknęły. Pan Bóg dotknął mnie swoją łaską uzdrowienia.

Mama wspomina, że lekarze przez dłuższy czas dopytywali się o stan mojego zdrowia. Ale ja od tamtej pory już nie chorowałem, wręcz przeciwnie -nawet udzielałem się sportowo w szkole podstawowej i średniej, uzyskując  dobre wyniki. Sport towarzyszył mi też w seminarium i towarzyszy do dzisiaj.

Wiele osób z rodziny mówiło mi, że będę księdzem, ale ja broniłem się, że nie będę. Kimże nie chciałem być? Cukiernikiem, sportowcem – miałem nawet propozycję od mojego profesora, żebym rozwijał swoje zdolności sportowe na AWF. Miałem też dużo koleżanek, a nawet dziewczynę.

Stopniowo jednak zmieniałem swoje plany życiowe i nie słuchałem już żadnych słów, bo wiedziałem, kim chcę zostać. Wiele osób z rodziny wiedziało o przysiędze rodziców, którą złożyli, ofiarowując mnie chorego Bogu. Oni wiedzieli, ale przez wiele lat nie mówili mi o tym. Pan Bóg jednak działał cały czas.

O ofiarowaniu mnie Bogu przez rodziców dowiedziałem się będąc już w Nowicjacie Księży Pallotynów. Przypominam sobie ten dzień – popłynęły mi wtedy łzy i uświadomiłem sobie, jak krok po kroku jak Pan Bóg mnie wzywał swoją łaską powołania. Po raz pierwszy głos Boży w sercu usłyszałem pod koniec III klasy szkoły średniej. Wpierw Pan Jezus pukał delikatnie, a później bliżej matury Jego głos był coraz silniejszy: ?Pójdź za Mną?. Przypomniałem sobie wszystkie okoliczności i znaki, które mi dawał i Jego miłość, napełniającą moje serce radością i pokojem.

Już w szkole średniej nawiązałem kontakt z pallotynami, a po jej ukończeniu i po maturze wiedziony głosem powołania wstąpiłem do Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego Księży Pallotynów. 7 lat później z rąk Jego Eminencji Księdza Prymasa Kardynała Józefa Glempa otrzymałem święcenia kapłańskie.

* * *

Pragnę Panu Bogu nieustannie dziękować za dar życia, uzdrowienia, za dar powołania i kapłaństwa. ?Chcę Cię wysławiać na wieki, za to coś uczynił? (Ps. 52, 11a).

                      ?Własnego kapłaństwa się boję,

                      własnego kapłaństwa się lękam

                       i przed kapłaństwem w proch padam,

                      i przed kapłaństwem klękam.

                      W lipcowy poranek mych święceń

                      dla innych szary zapewne ?

                      jakaś moc przeogromna

                      z nagła poczęła się we mnie.

                      Jadę z innymi tramwajem ?

                      biegnę z innymi ulicą ?

                      nadziwić się nie mogę

                      swej duszy tajemnicą?.

                           Ks. Jan Twardowski